Moje Kulinarne Rozterki

środa, 6 lutego 2013

Poranny pech i nocne stukanie...

Kochani,
obiecałam w poniedziałek zamieścić niedzielny jadłospis, ale po powrocie z pracy, jedyne na co było mnie stać to zjeść błyskawiczną kolację, wziąć jeszcze bardziej błyskawiczny prysznic i iść spać. Z góry przepraszam za opóźnienie, ale tak naprawdę dopiero teraz znalazłam wolną chwilę, żeby na spokojnie usiąść i wystukać parę słów. Dzień dzisiejszy od samego rana nie zapowiadał się zbyt pozytywnie, bo czy o 5 rano cokolwiek może być optymistyczne? W każdym razie nawet jak dla mnie nie jest to pora śniadaniowa. Po ekspresowym tuningu twarzy, czym prędzej wyszliśmy z mężem z domu, aby w garażu okazało się, że Wacław Bolesław (czyt. mój cudowny samochód) postanowił zastrajkować i odmówić jakiejkolwiek współpracy. Ten dzień z gruntu nie mógł być dobry, na szczęście za chwileczkę się kończy. Chociaż jego koniec mógłby być mniej bolesny, gdyż właśnie ząb mądrości postanowił o sobie przypomnieć. I nie wiem co bardziej mnie przeraża, ból zęba, którego nie potrafię z godnością znieść czy wizyta u dentysty, którego boję się bardziej niż owadów, gadów i płazów razem wziętych.
Ale miało być o jedzeniu:)

Niedzielny jadłospis:

ŚNIADANKO:
Same pyszności...posiłek na bogato, bo tego dnia wiedziałam, że w pracy ciężko będzie coś przekąsić. W związku z tym zafundowałam sobie iście królewskie śniadanie:
- Bułka z dynią,
- cielaczek, czyli mini paróweczka drobiowa, bo to raczej koło cielęcinki nawet nie leżało:),
- jajeczko na miękko,
- trzy plasterki wędlinki z indyka,
- trzy plasterki pomidora,
- trzy rzodkiewki,
- dwie łyżki twarożku,
- kawa z mlekiem.


W sumie ok 500kcal, to dość dużo, ale przeliczanie kalorii, jeśli mam być szczera, nie wychodzi mi najlepiej.

OBIAD:
- cztery placuszki z cukinii i marchewki z dwoma łyżkami twarożku i papryką. 
Tak właśnie kończy się robienie przeze mnie twarożku, mąż nie jest jego wielkim fanem, więc zje jedną kanapkę i finito. Dlatego, żeby się nie zmarnował dodaję go do prawie każdego posiłku. Poza tym co tu ukrywać, uwielbiam twarożek, kojarzy mi się z dzieciństwem, z mamą, a w związku z tym z samą dobrocią:)


Obowiązkowo również herbatka zielona:)
Placuszki robi się łatwo, szybko i przyjemnie. Koszt ich zrobienia zdecydowanie tańszy jest latem, kiedy cukinie kupujemy po 2zł/kg, ale tak mi brakowało już tych letnich smaków, że zaszalałam:)
Do placuszków potrzebujemy:
- jedną dużą cukinię,
- jedną średnią marchewkę,
- dwa jajka, gdyby zimowe cukinie nie były tak strasznie suche, to pewnie wystarczyłoby jedno jajeczko,
- odrobina soli,
- dwie łyżki stołowe mąki pszennej pełnoziarnistej,
- łyżeczka oliwy z oliwek.

Cukinię i marchewkę ścieramy na tarce o grubych oczkach, solimy i odstawiamy na 15-20 minut. Nadmiar wody odsączamy, w moim przypadku nie miałam zasadniczo czego odsączać. Latem cukinie są bardziej soczyste, dzięki czemu do związania masy i uzyskania odpowiedniej konsystencji wystarcza nam jedno jajeczko. Tym razem dodałam dwa. Dosypujemy mąkę, całość dokładnie mieszamy, aby pozbyć się ewentualnych grudek. Na rozgrzaną patelnię wlewamy oliwę i łyżką stołową nakładamy porcję ciasta. Smażymy kilka minut z każdej strony aż do zrumienienia.  
Całość ok 450 kcal, z tych proporcji wyszło 14 placków wielkości tak jak na zdjęciu widać. Przeliczając na jeden placek ok 33 kcal. W moim przypadku 4 placuszki plus dwa, które wcześniej podjadłam (w końcu musiałam sprawdzić, czy aby na pewno są smaczne) plus 2 łyżki twarożku plus papryka, to się równa ok 280kcal. Nie wiem ile cierpliwości i samozaparcia starczy mi na wyliczenie tych wartości, ale Olcia robię to dla Ciebie :).

KOLACJA:
Rybka po grecku, którą ubóstwiam:), ok. 300kcal. Właściwie kojarzy mi się wyłącznie z Wigilią, bo tylko wtedy ją jem. Najlepszą rybkę przygotowuje moja ciocia i odkąd pamiętam zawsze gościła na świątecznym stole. Tym razem pomyślałam czemu nie zrobić jej w zwykły szary, zimowy dzień. I tak impulsywnie zakupiłam kawałek świeżego dorsza.


Mili moi przepis na rybkę zamieszczę jutro. Krótkie podsumowanie niedzielnego jadłospisu: ilość kalorii zachowana, gorzej z ilością posiłków, ale czasem po prostu nie da się inaczej:) w każdym bądź razie królewskie śniadanie dało kopa na całe osiem godzin spędzone w pracy:).

Dobranoc wszystkim i smacznych snów:)

2 komentarze:

  1. Wszystko super :) ale jak dla mnie sniadanko za obfite... buleczka? Nie pamietam jak smakuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że śniadanie nie zostało pożarte w całości, ale fakt faktem dzięki nie mu dożyłam do obiadu w domu, który był stosunkowo późno:)

    OdpowiedzUsuń