Moje Kulinarne Rozterki

poniedziałek, 11 lutego 2013

Tato! Kochanie! Moja zupa od serca!

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam akcje pomysł na zupę od serca nie miałam najmniejszych wątpliwości, którą zupę wybiorę. To musiała być węgierska zupa gulaszowa. Kojarzy mi się ona z samymi pięknymi chwilami. Kiedy byłam nieco młodsza co roku tata zabierał mnie nad morze, w czasie podróży bardzo często zatrzymywaliśmy się w znakomitej węgierskiej restauracji, w której zawsze zamawiałam kociołek węgierski  z gulaszową zupą i placek po węgiersku. To była taka tradycja, nasze miejsce, do którego zawsze wracaliśmy. Po kilku latach, kiedy wyszłam za mąż i przestałam jeździć na wakacje z tatą, zabrałam tam mojego męża, jechaliśmy wtedy po raz pierwszy razem nad morze. Często myślami wracam do tej restauracji, są takie miejsca, które po prostu zapadają nam w pamięci. Nie tylko ze względu na pyszne jedzenie, ale i atmosferę, sposób podania czy ludzi, z którymi delektujemy się tym jedzeniem.
Właśnie chyba na tym polega magia jedzenia. Łączy ludzi i pozwala cieszyć się wspólnie spędzonymi chwilami.
Dlatego moją węgierską zupę gulaszową dedykuję moim dwóm najważniejszym mężczyznom w podziękowaniu za to, że po prostu są.

Tato ! Kochanie ! Dla Was ! Moja zupa od serca!

Nie bójcie się eksperymentować, nie musicie ściśle trzymać się mojego przepisu czy składników, które dodałam. W gotowaniu ogranicza nas jedynie nasza wyobraźnia. Możecie dodać do niej to na co macie ochotę, czy to co aktualnie znajduje się w Waszej lodówce.
Ja osobiście wybrałam wersję zupy na bogato:)

Moja zupa od serca:
- Węgierska zupa gulaszowa Winiary,
- papryka czerwona,
- papryka zielona,
- papryka żółta,
- pół papryczki zielonej chilli bez pestek,
- trzy małe suszone czuszki,
- garść drobnej fasoli,
- cebula,
- trzy ząbki czosnku,
- ok. sześciu średniej wielkości pieczarek,
- pomarańczowa marchewka,
- czarna marchewka,
- biała lub żółta marchewka,
- ok. 200g wołowiny (ja miałam kawałek
wołowego udźca),
- kawałek kiełbasy z piersi kurczaka,
- dymka, zielona część,
- oliwa z oliwek (użyłam aromatyzowanej chilli, bardzo łatwo samemu zrobić taką w domu),
- kieliszek czerwonego wytrawnego wina,
ok 150ml,
- ok. pięć łyżek przecieru pomidorowego,

- 200 g koncentratu pomidorowego (lubimy dość intensywny pomidorowy smak, więc jeśli ktoś woli delikatniejszy aromat może dodać pół słoiczka, ok 100g),
- trzy listki laurowe,
- dwie łyżeczki mielonego kminku (ilość również jest zależna odo osobistych preferencji),
- łyżeczka czarnego świeżo mielonego pieprzu,
- łyżeczka majeranku,
- łyżeczka cząbru,
- łyżeczka ostrej papryki,
- łyżeczka słodkiej papryki
- łyżka soli.
Dodatki:
- Kwaśna śmietana,
- kilka plasterków mozzarelli,
- kilka plasterków oscypka,
- ziemniaki,
- smalczyk,
- prawdziwy razowy chleb na zakwasie,
- marynowana papryczka jalapeno,
- kieliszek czerwonego wytrawnego wina.
Faszerowane ziemniaczki:
- dwa duże ugotowane w mundurkach ziemniaki,
- łyżka smalczyku,
- ząbek czosnku,
- pieprz, sól,
- łyżeczka tymianku,
- posiekana zielona część dymki.


A teraz najcudowniejszy moment: łączenie poszczególnych składników w jedną spójną całość.

W garnku (wybierzcie garnek z grubszym dnem, zminimalizujecie ryzyko przypalenia, a przy okazji o jedną dodatkową patelnię mniej do zmywania:) rozgrzewam łyżeczkę oliwy aromatyzowanej chilli, można też użyć czosnkowej lub ziołowej. Wszystkie przyprawy (posiekany czosnek, pokrojone zielone chilli, pokruszone liście laurowe, paprykę słodką i ostrą, kminek, czuszkę, pieprz czarny, majeranek, cząber) podsmażam na oliwie przez ok. 2 minuty, cały czas mieszając. Dodaję pokrojoną w cieniutkie paseczki wołowinę. Po kilku minutach dorzucam pokrojoną w plasterki kiełbaskę. Mięsko niech puści swoje cudowne soki, pozwólmy aby aromat przypraw wypełnił nasz dom. W między czasie kroję warzywa, marchewki w plasterki, papryki w paseczki, cebulkę i pieczarki w kostkę. Cóż za piękne kolory, jakże jestem już stęskniona za wiosną, zielenią drzew, zapachem bzu, czerwienią truskawek. Na szczęście dziś mogę nacieszyć oczy tymi przecudnymi barwami. Czas zajrzeć do mięska, puściło soki, więc dodaję kieliszek czerwonego wina. Alkohol niech powoli odparuje, zostawiając jedynie aromat wina. Wrzucam do garnka wszystkie warzywa (łącznie z fasolą, którą dzień wcześniej namoczyłam), podsmażając je na zwiększonym ogniu przez kilka minut, ciągle mieszając. Teraz mogę dodać zawartość większej torebki pomysłu na zupę Winiary. Wlewam przecier pomidorowy, ok. 1litr wody oraz dodaję koncentrat pomidorowy. Całość doprawiam do smaku łyżką soli, przykrywam pokrywką i pozwalam, żeby zupa gotowała się powoli na wolnym ogniu., ok. 40 minut, wtedy warzywa powinny być już miękkie. Kiedy zupka się gotuję mam trochę czasu na przygotowanie dodatków. Wybieram dwa ładne duże ziemniaczki i gotuje je w osolonej wodzie w mundurkach. Po ugotowaniu jednego ziemniaka przekrawam na pół i delikatnie łyżeczką wybieram środek, tak aby nie naruszyć skórki. Ziemniaczany miąższ mieszam z łyżeczką dobrego smalczyku, (można zrobić samemu smalec, moja mama robi fantastyczny, istne niebo w gębie, ja nie robię, ponieważ staramy się z mężem ograniczać tłuszcze, jednak wczoraj w sklepie na stoisku z regionalnymi wyrobami, moje kochanie nie mogło się powstrzymać i zakupiło małe opakowanie, dlatego postanowiłam odrobinkę dodać do ziemniaczków), z przeciśniętym przez praskę ząbkiem czosnku, solą, pieprzem, tymiankiem i posiekaną dymką. Gotowym farszem wypełniam dwie połówki ziemniaczków.
Coś zaczyna bardzo przyjemnie bulgotać, pokrywka delikatnie podskakuje, chyba czas zajrzeć do zupki. Pachnie wyśmienicie, zanurzam łyżeczkę, próbuję, czuć kminek, subtelny aromat wina, aż w końcu pojawia się delikatna ostrość, piecze w gardle, ale przyjemnie piecze. Dosypuję zawartość mniejszej torebki pomysłu Winiary i zostawiam zupkę jeszcze na 5 minut.
 Mam chwilę, żeby wszystko przygotować. Na mojej drewnianej desce stawiam garnuszek, pod którym zapalam kilka małych świeczek, cienie jasnych płomyków igrają czarująco na ścianie. Układam faszerowane połówki ziemniaków, połówki ziemniaków nasmarowanych smalcem, prawdziwy dobry, razowy chleb na zakwasie, trochę gęstej, kwaśnej śmietany, żeby złagodzić ostrość zupy, marynowane papryczki jalapeno, gdyby komuś było zbyt mało pikanterii, plasterki mozzarelli i oscypka, które można zanurzyć w gorącej zupie, kieliszek czerwonego wina...I królowa zimowego popołudnia.... Węgierska zupa gulaszowa.. Jeszcze tylko posypię posiekaną dymką i proszę, moja zupa od serca dla Was Panowie :-*




























Dobranoc Kochani, życzę Wam wszystkim Smacznego Poniedziałku.

5 komentarzy: